Obudziłam się na czymś miękkim. Nade mną wisiała lampa , obok stały inne łóżka.Skrzydło szpitalne.Czemu tu leżę? Usiadłam. Na stoliku stał wazon z kwiatami i pudełko czekoladowych żab.Skąd to ? Była też karteczka.Rozwinęłam ją.
Mamy nadzieję , że nic ci się nie stało.
Teddy , Lily , Rose , James , Albus , Fred , Hugo i Roxanne.
Miło mieć troszczących się o ciebie przyjaciół.Leżała też jeszcze jedna , bardziej zgnieciona i z bardziej niechlujnym pismem.
Hasacz ma już się lepij , rana się zabliźniła.Niedługo będziesz mogła sobie na nim pojeździć.
Hagrid.
Hasacz ?! Ja mu dałam na imię Hasan , nie HASACZ.No ale Hagridowi można przebaczyć każde przejęzyczenie.Obok mnie nikt nie leżał.Zerknęłam na zegar wiszący na przeciwnej ścianie.11.30.Pewnie wszyscy są na lekcjach.Do kiedy muszę tu leżeć ? Coś mi się stało ? Nie widziałam żadnego złamania ani siniaka.Co się właściwie stało ? Odtworzyłam mecz w pamięci.Jakiś Ślizgon strącił mnie z miotły.To na pewno nie był Albus , bo on sięgał po złoty znicz , który i tak złapał Ed.A może ten Vallget ? Właściwie ... po co mi to wiedzieć ? Najważniejsze , że wygraliśmy . Zauważyłam , że nie miałam już na sobie stroju drużyny.Leżał złożony i wyprany na krześle obok.A co z moją miotłą ? Podobno Nimbusy 2015 są bardzo wytrzymałe , ale JAK bardzo ? Ochhh... ile tu muszę leżeć ? Nic , nic do robienia.Nuda , nuda , nuda.Hmm..Kim są moi rodzice ? Czy jeszcze żyją ? Przeanalizujmy.Black ... Black.Syriusz Black , Regulus Black ...Syriusz.To niemożliwe , żeby miał dzieci , przecież był ojcem chrzestnym ojca James'a , Albus'a i Lily , powiedzieliby mi gdyby coś wiedzieli.A Regulus ?O nim wiem tylko to , że był śmierciożercą , bratem Syriusza i , że nie żyje.Jak zawsze szukanie rodziców legło w gruzach.Nie chcę wracać do sierocińca... Teddy zaproponował mi , żebym wakacje spędziła u niego , Al,James i Lily również.Rose i Hugo także.Jeszcze nie wiem , gdzie się zatrzymam .. nie chcę być dla nikogo ciężarem.Znów zerknęłam na zegar.11.35.CO ?! Minęło dopiero 5 minut ?Przewróciłam się na drugi bok. I wtedy to poczułam.Ból w prawej nodze , tak silny , że aż z oczu pociekły mi łzy.Odrzuciłam kołdrę i spojrzałam na nią.Całą skórę pokrywało pełno siniaków , a w jednym miejscu kość przebija się na wylot.Z łydki sterczał mi kawałek trzonka miotły.Miałam nadzieję , że nie mojej.Usłyszałam ciche nalewanie płynu.Czyżby pani Jackley nalewała coś dla mnie ?Tak.Po chwili podeszła do mnie , niosąc butelkę i małą szklankę.
-Jak się czujesz ? - spojrzała na moją zszkowaną odkryciem twarz.
-Eeee.... dobrze.-odparłam. - Co mi się stało ? Czemu straciłam kości ?
-Vallget strącił cię z miotły , a podczas spadania dodatkowo trafił cię tłuczek , roztrzaskałaś się o ziemię , a miotła wbiła ci się w łydkę.JAK ?! Jak podczas jednego lotu w dół , mogło się to wszystko stać ? I czemu wciąż mam trzonek miotły w łydce ?
-Teraz nie ruszaj się , muszę wyciągnąć ci to drewno i zaleczyć do świństwo.
Odwróciłam głowę.Niezbyt ciekawił mnie widok wyjmowania miotły.Pani Jackley posmarowała mi czymś ranę , potem poczułam jak coś ze mnie wychodzi.Mimowolnie spojrzałam w jej stronę.Przyłożyła mi gazy nasączone czymś i owinęła je następnymi.
-Jutro już wszystko będzie dobrze i wypuszczę cię. - powiedziała z uśmiechem.Osunęłam się w poduszkę, która godzina ? 12.00. Zamknęłam oczy i spróbowałam zasnąć.Nic.Pomyślałam o Hasanie.Pewnie je , albo Hagrid znów goni go po błoniach ...Znów spuściłam powieki.Raz , dwa ... Ciemność.Trwałam we śnie , aż do 13.Gdy się obudziłam , miałam nadzieję , że ujrzę ścianę dormitorium , a nie ścianę skrzydła szpitalnego.Powoli przywykłam do jasnego światła wpadającego przez okno.Przy łóżku stał James ubrany w strój drużyny.
-Jak się czujesz zapytał ?
-Dobrze - odpowiedziałam i usiadłam.Zdziwiłam się , że przyszedł.Spodziewałam się Lily lub Rose ewentualnie Tedd'iego.Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu , a po chwili zapytałam :
-Co z moją miotłą ?
-Z twoim nimbusem wszystko w porządku , ale Vallgeta roztrzaskała się.
To wyjaśnia skąd się wziął trzonek miotły w mojej łydce - pomyślałam. James skrzywił się lekko.Drzwi od skrzydła szpitalnego otworzyły się z hukiem.W naszą stronę szła cała drużyna quidditcha.Dopiero gdy stanęli przy moim łóżku , spostrzegłam , że brakuje Edd'iego.Zapytałam o to Shatlewooda.
-Odszedł.
-CO ?! - wykrzyknęłam na całe skrzydło.
-Odszedł.Stwierdził , że nie ma dość czasu na treningi.
-IDIOTA ! - wykrzyknęłam.
-Nie denerwuj się. - spróbowała uspokoić mnie Lily
-JAK MAM SIĘ NIE DENERWOWAĆ SKORO NASZ SZUKAJĄCY ODSZEDŁ ?!
-Znajdziemy kogoś nowego - powiedział Will i wraz z całą drużyną odszedł na trening.Spojrzałam przez okno.Śnieg powoli padał , a Hasan biegał w kółko , zostawiając ślady drobnych kopytek.
Jak ja kocham takie opowiadania. Masz talent. Trochę wkurzają mnie teksty napisane drukowanymi ale cóż drobnostka. Nieistotne. Pisz dalej bo masz co szlifować.
OdpowiedzUsuńsaga-przeznaczenie.blogspot.com