Mój buntowniczy nastrój opuścił mnie tak szybko jak się pojawił. Dlaczego nie mogłam być bardziej stabilna? Dlaczego wpakowałam się w takie tarapaty?
Ach, no tak. Weszłam za drzwi za namową głosu znikąd.
Dlaczego byłam tak głupia? Dlaczego nie mogłam poprosić przyjaciół o przywiązanie mnie do krzesła? Gdybym miała skrępowanie ruchy z pewnością nie szłabym za człowiekiem-wężem gdzieś w głębiach szkoły. Nie byłoby moich przyjaciół w pokoju obok agresywnego obrazu. Dlaczego, dlaczego, dlaczego?
- Idź szybciej. - mruknął mój "towarzysz". Przez chwilę chciałam wykrzesać z siebie resztki buntowniczej energii, stanąć i zagrozić, że nie ruszę się dalej bez wyjaśnień. Ale zamiast tego przyspieszyłam kroku. Nie chciałabym stworzyć sobie wroga. W szczególności w tym miejscu, gdzie byłam z nim sam na sam.
Wszędzie panowała ciemność. Nie miałam pojęcia gdzie idę, gdzie jestem i kogo trzymam za rękę. Wiem tylko, że ma na imię Jim i szukał mnie dwa dni. Wokół siebie czułam chłód bijący od kamiennej podłogi, ścian i sufitu, słyszałam echo naszych kroków i spadające gdzieś krople wody. Wbrew pozorom nie czułam się przytłoczona, czułam się tylko zmęczona monotonią wędrówki.
Po jakimś czasie skręciliśmy w węższy korytarz, na jego końcu jaśniało światło. Jeszcze bardziej przyspieszyłam krok i zmusiłam Jim'a do biegu. Byłam szczęśliwa widząc ten delikatny błysk i jak najszybciej chciałam zobaczyć co tam jest. Wpadliśmy do niedużego pomieszczenia, potknęłam się o wystający kamień w podłodze, ale chłopakowi udało się mnie złapać. Rozejrzałam się dookoła. Po mojej lewej stronie nie było kamiennej ściany tylko... Jezioro. Podeszłam do brzegu i zanurzyłam dłoń w lekko falującej wodzie. Natychmiast przypomniał mi się moment gdy James wrzucił Albusa do jeziora na błoniach.
- Na twoim miejscu nie moczyłbym ręki w tej wodzie przez dłuższy czas. - słysząc to błyskawicznie poderwałam dłoń w górę i na wszelki wypadek porządnie wytarłam ją o szkolną spódnicę. Skoro człowiek-wąż mówi "nie mocz ręki" to musi mieć do tego jakieś powody. Jak do tej pory odezwał się do mnie trzy razy, więc nie wysilałby się na bezsensowną wypowiedź. Odwróciłam się od jeziora. Na przeciwległej ścianie wisiał duży obraz przedstawiający jednorożca, uderzająco podobnego do Hasana. Tęskniłam za tym zwierzęciem. Brakowało mi nawet jego dzikich porywów w stronę Zakazanego Lasu. Pod ścianą leżały dwa sienniki. Na jednym z nich spała ruda dziewczyna o bladej cerze. Rose.
Z wrażenia cofnęłam się o krok do tyłu. Spojrzałam na Jim'a i zdezorientowana zapytałam
- Czy to jest Rose? Rose Weasley?
- Zgadza się. - mruknął.
***
Siedziałam obok Rose i piłam gorącą herbatę przyniesioną przez chłopaka-węża. Okazało się, że w małej wnęce, której wcześniej nie zauważyłam, znajdowała się prowizoryczna kuchnia. Ruda powiedziała mi jak dwa dni temu Jim znalazł ją leżącą pod portretem Lyonel. Zaprzeczyłam. Przecież gdyby była pod portretem znalazłabym ją... No i nie mogły minąć aż dwa dni. Rose wytłumaczyła mi, że te korytarze mają zaburzony czas - cokolwiek to znaczy. Dlatego wydaje mi się iż minęły maksymalnie trzy godziny. Oczywiście na wszechmocnego Jim'a zaburzenia czasowe nie wpływają i idealnie wie która jest godzina i jaki dzień. Dziewczyna opowiadała o nim jakby był co najmniej bogiem na Olimpie. Najwyraźniej była nim zafascynowana, ale on nią - niezbyt.
Jim usiadł obok Rose i zrobił łyk gorącego napoju po czym postawił kubek na podłodze.
- Musicie iść spać. - oznajmił sucho. Bez słowa położyłam się na jednym z dwóch sienników. Byłam mu szczerze wdzięczna. Paplanina Rudej powoli zaczynała doprowadzać mnie do szału. Ileż można słuchać ochów i achów na temat człowieka, który wydawał mi się górą lodową bez uczuć? Z trudem oderwałam kawałek materiału i zmieniłam opatrunek. Z przeklętej rany sączyło się już coraz mniej krwi, ale fakt faktem wciąż nie zauważyłam żadnej poprawy. Spojrzałam na Rose. Leżała skulona przy Jim'ie. Ona przynajmniej miała jakieś źródło ciepła. Ja trzęsłam się jakbym dostała ataku padaczki. A może on jednak ma uczucia? Jeśli tak to są bardzo skryte lub najzwyczajniej zbytnio mnie nie polubił. Odsunęłam lampę naftową tak, by nie podpaliła mojego siennika i zamknęłam oczy.
***
Obudził mnie głośny plusk i coś co brzmiało jak rżenie. Kichnęłam i szybko podniosłam się z siennika. Chwyciłam lampę i podeszłam do jeziora. Przez chwilę chciałam obudzić Rose i Jim'a, ale nie zrobiłam tego. Być może coś mi się przesłyszało. Niepewnie spojrzałam w toń. Koła rozchodziły się po wzburzonej wodzie. Coś na pewno tam wpadło. Schyliłam się i podniosłam kamień. Rzuciłam nim. Poczułam ciepłe powietrze na ramieniu. Przestraszona gwałtownie odwróciłam się i spojrzałam w oczy Hasana. Ostatnimi siłami powstrzymałam się od krzyku. Przytuliłam pysk jednorożca. Jak on się tu dostał? Z resztą, czy to takie ważne? Najważniejsze, że jest.
Ojejku *-* Wreszcie tu dotarłam! Świetny rozdział :D Naprawdę. Już nie mogę doczekać się kolejnego. Jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko się potoczy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę! :*
Też kiedyś pisałem opowiadania, ale zawsze traciłem wenę w samym środku. Życzę powodzenia, bo masz talent a twój blog bardzo ładnie wygląda :D
OdpowiedzUsuń