czwartek, 11 czerwca 2015

Obraz II

 Na środku ponurego pomieszczenia siedziała samotna postać. Przez długie, zaciągnięte na oknach zasłony ostatkami sił przebijało się słońce, rozświetlając latający dookoła kurz. W powietrzu unosił się ciężki zapach kleju przemysłowego i czegoś starego. Promień światła padał na tablicę nagrobną umieszczoną na specjalnym stelażu. Marmur lśnił w słońcu, jakby przepowiadał bliską śmierć młodej kobiety. Z mroku wyłoniła się  dłoń, bez zwątpienia męska. Blada, z długimi palcami i prześwitującą siatką jasnobłękitnych żył. Sięgnęła w ciemność, by po chwili znów pojawić się z zaciśniętymi palcami na małej buteleczce zakończonej długim, plastikowym dziubkiem. Butelka kleju przechyliła się na podstawiony przez drugą płatek złota, następnie dłoń odstawiła butelkę z powrotem na zakurzone deski, a złoty płatek został zwinnie przyczepiony do marmurowej płyty. I znów cały schemat zaczynał się od nowa.
 - Dzień dobry Murmur, na obiad zupa z trupa - śmiech.
 - Dzień dobry Harvey, bardzo ładnie kleisz złoto - odpowiedział mu miś siedzący na stołku tuż obok niego.
 - Dziękuję Murmur. Lubię deszcz, chociaż słońce nie jest złe, lecz wiatr po nocach śni się - chłopak zanucił i przykleił kolejny złoty płatek do wytłoczonych liter układających się w słowa "Andreas Schmetterling".
 - Jutro stworzę mu datę śmierci, Murmur. Ale to jutro. Dziś tylko imię. Chciałbym wyjść na dwór. Zobaczyć słońce i śnić o wietrze - powiedział spokojnym głosem Harvey, nie przerywając swojej pracy.
 - Dobrze wiesz, że to jest twój dom i twoje życie - odpowiedział mu miś
 - Ale to życie już chyba mi się nie podoba. Dziś poproszę ojca o wypuszczenie mnie - zachichotał i przekrzywił głowę.
 - Ojciec cię uderzy.
 - Dobre i to. Coś z tamtego świata.
 Murmur już mu nie odpowiedział.
 Harvey na dźwięk kroków za drzwiami zakręcił butelkę z klejem i wyprostował się. Skierował twarz ku drzwiom i uśmiechnął się najszerzej jak mógł, a ręce trzymał za plecami. Usłyszał szczeknięcie zamka i skrzypienie drzwi. Następnie pojawił się dźwięk zapalającego się światła. Żarówka, przyczepiona do sufitu, zaświeciła słabym blaskiem. W drzwiach stał wysoki mężczyzna z gładko ogoloną twarzą i zaczesanymi do tyłu włosami. Czarna koszula opinała jego wyrzeźbioną sylwetkę, a czarny kapelusz skrywał ciemne oczy. Mężczyzna ujrzał chudego jak śmierć chłopaka w workowatych, czarnych ubraniach z przerażającą imitacją uśmiechu na bladej twarzy. Duże oczy, pod którymi były równie wielkie cienie były przysłonięte przydługimi włosami, odziedziczonymi po ojcu.
 - Dzień dobry tato. Na obiad zupa z trupa - przywitał się Harvey. Z jego twarzy nie znikł uśmiech, ale palce zaczął wyginać na wszystkie strony. Mężczyzna spojrzał na niego karcącym wzrokiem, następnie przeniósł wzrok na marmurową płytę.
 - Na "r" jest przesiek. Natychmiast masz to poprawić.
 - Dobrze tato. Czy mogę wyjść na dwór? - chłopak zacisnął palec na palcu - Chciałbym śnić o wietrze.
 Mężczyzna zbliżył się do niego gwałtownie i chwycił oburącz za szyję.
 - Nigdzie nie idziesz.
Harvey potrząsnął głową i poczuł, że zaczął płakać.
 - Głupie strachajło, masz tu siedzieć i przyklejać złoto na litery. Jesteś niczym i tylko do tego się nadajesz - oderwał dłonie od jego wychudzonej szyi - Nie dostaniesz dziś jedzenia.
 - Ale tato! Chcę śnić o wietrze!
 - Zamknij się!
 - Tato! - krzyknął błagalnie, jednak wciąż nie zmienił swojej pozy. Czuł, jak gula smutku przeciska się przez zaciśnięte gardło.
 - Nie nazywaj mnie tak, ty mały skurwielu! - krzyknął raz jeszcze i zdzielił chłopaka po twarzy. Harvey upadł, a jego ojciec wyszedł, z trzaskiem zamykając drzwi.
 Chłopiec leżał na podłodze z szeroko otwartymi oczami i myślał o słońcu, deszczu i wietrze.
 - Wiedziałeś, że tak to się skończy - powiedział miś, nawet nie mrugając okiem.
 - Miałem nadzieję, Murmur. Chyba jestem smutny - słona łza potoczyła się w dół po policzku.
 - Twoja nadzieja się nie liczy. Zrozum, że jestem jedyną osobą, która cię kocha - odpowiedział pluszak, siedzący na stołku - Lepiej popraw to "r".
 - Zaraz to zrobię. Jestem głodny i boli mnie szyja. I policzek - wstał i sięgnął po klej i złoto. - Dlaczego moi rodzice mnie nie kochają?
 - Nie nazywaj ich tak. Rodzice by cię kochali. Nie zmuszaliby cię do siedzenia w samotności w brudnym pokoju. Nie musiałbyś też przyklejać złota do nagrobków, które oni sprzedają. I miałbyś co jeść. Nie nazywaj ich rodzicami.
 Harvey poprawił "r".
 - Czy jestem brzydki? - zapytał.
 - Nie - odpowiedział Murmur.
 - Czy jestem koślawy?
 - Nie.
 - Czy jestem niemiły?
 - Nie.
 - Czy jestem niegrzeczny?
 - Nie.
 - To dlaczego oni mnie nie kochają? - zapytał po raz ostatni i dokleił brakujący płatek do "r".
 Murmur już mu nie odpowiedział.
 Następnego dnia do ciemnego pokoju na piętrze weszła policja.
 - O kurde, stary, co tu tak śmierdzi?
Starszy policjant skierował światło latarki na płytę nagrobną leżącą na przeciwko nich. Na niej spoczywało w spokoju ciało wychudzonego nastolatka, kurczowo trzymającego pluszowego misia. Nad jego głową błyszczały złote litery "Harvey".  Młodszy aspirant założył rękawiczki i podszedł bliżej.
 - Przyczyna zgonu - podcięcie żył; - rozejrzał się dookoła i zauważył mały skalpel leżący tuż obok. Wziął go i schował do plastikowego woreczka.
 - On miał naprawdę przesrane. Jacy normalni rodzice trzymają swoje dziecko w odosobnieniu i karzą mu pozłacać litery na grobach. Stary, to jest chore.

4 komentarze:

  1. O rzesz! Czy te obrazy są częścią opowieści? Jeśli tak, to boję się o bohaterów.
    Czy może to odzwierciedlenie losów bohaterów?
    Ochhhh... Czekam na ciąg dalszy....

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam już od jakiegoś czasu twojego bloga i dopiero teraz zdobyłam się aby napisać swój 1 komentarz XD Jak zawsze ciekawie ♥
    Zapraszam do mnie: sherlock-polska.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Od niedawna czytam twojego bloga i jest naprawdę spoko :D
    Czekam na kolejne wpisy :D
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie : http://zagubionawswiecie1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń